Na pamięć świata się nauczyć

Czasem się tak zdarza

Pragnę kogoś, a podobno z pragnienia można umrzeć. Wiem, że jeśli już mam się pożegnać z tym światem, to tylko z powodu Jego. Jeśli zemrę, to tylko z pragnienia Jego bliskości, Jego objęć i Jego słów. Nikogo innego. Jeszcze sama nie jestem pewna czy ktoś inny jest gotów na to bym za niego umierała, to ciężka praca, przyzwyczaić się do bycia tym, przez którego ktoś ginie.
Podobno za miłość można oddać życie, ale to haniebna śmierć. Nie ma nic głupszego, niż umierać za uczucie, które jest tak ulotne i niepewne. Czasem ludzie się kochają, a potem rozstają. To dowodzi temu, że miłości nigdy nie było czy po prostu się skończyła? A może stała się niewystarczająca? Niektórzy ludzie są z natury sceptycznie nastawieni do wszystkiego. Nawet zabawa jest dla nich nieciekawa. Wszyscy zresztą szybko się nudzą i tak szybko zostawiają innych. To przykre, że jedni się szybko przywiązują i zostają. Jak psy. Jak ja. A drudzy odchodzą, kiedy uznają, że "to nie to", że są lepsi.
Zawsze są lepsi. Zawsze jest ktoś bardziej. Bardziej wesoły, miły, przyjazny, bardziej uśmiechnięty, troskliwy i bardziej pasujący do nas. Wszystko polega na tym, żeby ktoś mniej był dla nas wszystkim. Teraz łatwo jest ot tak zmieniać sobie ludzi. Nikomu to nie przeszkadza. Hm, błąd. Mnie to przeszkadza. Kiedyś była taka miłość "do końca". Jeśli się kochało to na dobre i na złe i kochało się codziennie i nie ważne czy ktoś lepszy się nami zainteresował i nie ważne czy ma się gorszy humor.
Teraz miłość jest na pokaz i od święta. I do wymiany. Jeśli mogę dostać tylko takie uczucie w zamian za moje, to go nie chcę. Nie chcę być raz na jakiś czas i nie chcę być wtedy, gdy nie ma nikogo lepszego w pobliżu. Nie chcę być tą, która przybiega, gdy ktoś inny odejdzie lub się znudzi. To smutne, a ja już nie chcę być smutna.
Lubię się otaczać ludźmi, którzy potrafią się uśmiechać, którzy doceniają uśmiech i radość innych. Cenię ich sobie i jestem w stanie rozumieć ich smutek, który czasem staje na ich drodze. Tak jak słup na chodniku. W najmniej potrzebnym i oczekiwanym miejscu, tak, aby niezdary nie miały problemu z uderzeniem w niego przypadkowo. Ja jestem taką życiową niezdarą. Co chwila potykam się o chodnik, kostkę, ludzi, myśli, słupy. Ubolewam, że łatwo mnie zaskoczyć i wystraszyć. Ludzie dla mnie są nieprzewidywalni i ja dla nich też. Robię rzeczy, które niekiedy zaskakują i lubię to.
Jeśli mi każą, to odchodzę, jeśli wiem, że komuś będzie lepiej, to się nie angażuję. Jeśli mnie nie chcą, to się wycofuję. Nigdy tego nie chcę. Zabijam wyrzuty sumienia w pracy, podejmuję tyle zadań, żeby mieć czym zagłuszyć sprzeciwiające się mi myśli. Nie robię ani nie mówię tego, co myślę. I nienawidzę tego w sobie. Tyle razy nie powiedziałam tego, co potrzebowałam, tego, co musiałam. Zwyczajnie boję się.
Wszyscy widzą decyzje, które podejmuję, ale nikogo nie obchodzi jaką drogę do nich przebywam ani ile wysiłku kosztuje mnie nie wycofywanie się z nich.
Bo ludzie generalnie to mnie nie rozumieją. I gdzieś mam to, że niepoprawnie piszę, że zapominam o zasadach. Czy Wy pamiętacie o wszystkim? Pamiętacie czego nie wolno Wam robić, a co do Was należy? Nie, lepiej zapytam czy Wy to robicie? To wszystko?
Ja też nie. Nie ma z czego być dumnym. To żałosne. Pouczam Was, a sama robię to samo. Trudno.
Zawsze byłam człowiekiem żalu i smutku. Takim żałosnym kłębkiem śmiechu. Łatwiej jest płakać, tak samo jak łatwiej jest ludzi rozśmieszyć niż pocieszyć.
Trudno.
Mówię dużo, ale gdy jest mi smutno... To po prostu trudno. Zdarza się, przychodzi, przechodzi, trudno.

autor: Anu http://agoraphotic.deviantart.com/


0 komentarze:

Prześlij komentarz

+