Na pamięć świata się nauczyć

Pobawmy się w zaufanie

Czasem spotyka się ludzi, którzy są. Którzy bez względu na nic zostają i trwają. Nie obchodzi ich smutek, ból ani cierpienie, bo przy nich zwyczajnie ich nie ma. Sama świadomość, że ktoś taki jest przy nas odpędza to, co złe.
Kiedyś spotkałam człowieka. Mówił niewiele, ale zdawał się widzieć i słyszeć wszystko dwadzieścia jeden razy bardziej. Dwa razy bardziej czuł.Wykorzystywał to. Perfidnie używał tych umiejętności. One w połączeniu z jego pewnością siebie i narcyzmem tworzyły aurę perfekcji. Ideału, o którym nie przyszło nam nawet śnić. Charakter, zgrabne paluszki i wielkie talenty, takie combo x3. Jedynym, czego nie mogę sobie przypomnieć, myśląc o nim, to jego wygląd. Jeśli się zastanowić, to nigdy go nie widziałam tak naprawdę. Przy mnie przyjmował zbyt wiele twarzy. Zbyt wiele oszukiwał.We wszystkich rękawach nosił asy.
A zazwyczaj miał na sobie koszulę i sweter. Pamiętam jednak, że przegrałam z nim. Na każdym froncie poległam.
Czasem ma się ludzi, z którymi jest źle i smutno, ale i tak to ciepło na samą myśl o nich wypełnia cię tak bardzo, że pozwalasz na cierpienie, które zadają.
Kiedyś miałam człowieka. Pamiętam, że bawiłam się z nim w zaufanie. Pozwoliłam mu ze mną żyć, pozwoliłam mu na sprawdzenie siebie. Pamiętam też, że mieliśmy jedno wspólne konto. Ot prymitywna, prosta i nic nie znacząca strona. Dałam mu pozwolenie. To było fajne, ale potem odszedł. Ja zostałam i dalej z niej korzystałam. To jest właśnie jeden z dowodów na moją naiwność i przywiązanie. Do dziś nie zmieniłam hasła. Do dziś uważam, że wróci i zajmie się tym kontem i że kiedyś jeszcze pomyśli o mnie. Wiem, że są ludzie, którzy o mnie myślą. Ja też o kimś myślę. Codziennie i nie czuję się z tym źle, bo to jest takie coś, co wypada. Można to robić i robić to tak, jak ja. Ostatnio przyłapałam się, że przestaję przypominać sobie w ważnych dla mnie chwilach o osobach z przeszłości. Wydoroślałam, zmieniłam się czy w końcu dostałam skarpetkę jak Zgredek?
Kiedyś widziałam człowieka, który miał wiele smutku ze sobą. Było go więcej niż dwadzieścia jeden. Było go więcej niż ja. Zapytałam co robi, że sobie z nim radzi, że odczuwa go tak bardzo jak ja odczuwam swój. Powiedział, że po prostu się nim nigdy nie dzieli. Nie pozwala innym czuć tego, że jest mu źle. Stwierdził, że jeśli inni przy nim widzą cierpienie, sami zaczynają cierpieć. A on przez to czuje się jeszcze gorzej, bo wie, że robi ludziom źle. Ale on nie był egoistą.
Tak naprawdę to nigdy go o to nie zapytałam. Nigdy nawet nie podeszłam. To takie ludzkie. Zwątpiłam w to czy powinnam, czy mogę, czy wypada, czy on w ogóle mi odpowie, czy spojrzy. To tak bardzo ludzkie. Wahać się i w końcu chować. Czy to znaczy że jestem bardzo ludzka? Że jestem bardziej niż dwadzieścia jeden?
Wtedy też było zimno. Jak na tę porę roku nie jest to nic dziwnego ani zaskakującego. A mi zawsze jest zimno.



0 komentarze:

Prześlij komentarz

+